to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją
"to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją" - w "sztucznej inteligencji" nie chodzi o to, czy jest "inteligentna". A to, co AI potrafi, przysparza masy problemów już w chwili obecnej
to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją
"to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją" - w "sztucznej inteligencji" nie chodzi o to, czy jest "inteligentna". A to, co AI potrafi, przysparza masy problemów już w chwili obecnej
nie liczyłabym na to, że to zajmie "wiele lat". Już teraz nieraz ciężko odróżnić, co napisał człowiek, a co sztuczna inteligencja. W Porto Allegro rada miasta przepchnęła uchwałę wygenerowaną przez ChatBota, także ten...
A odnośnie "nowego rodzaju licencji" - przydałaby się.
dla ciebie podstawową funkcją jest wyzysk, dla twórcy czy twórczyni - ochrona jej pracy. Czyli właśnie tego wzoru swetra czy innego dzieła. To, że ciężko im się z twórczości utrzymać (czasami się da - weź chociażby Miłosza Szymańskiego z Za Rubieżą, który żyje tylko z tego) jest argumentem za tym, by bardziej ich pracę chronić a nie, by odbierać im prawo do, i tak niewielkich, zysków z niej. A co do modelu wolnego oprogramowania - sorry, działałam w indymediach, ale wolontariat to wolontariat, a praca zarobkowa to praca zarobkowa. Byli tacy jedni, którzy notorycznie kradli nasze teksty i to mega wkurwiało, mimo, iż dla nas to był "tylko" wolontariat i to, czy opłacimy z tego czynsz lub będziemy mieli na leki dla dziecka nie było od tego w żaden sposób zależne. A co dopiero ma powiedzieć zawodowy dziennikarz, podcaster czy grafik, który włożył w swoje dzieła lata pracy, trudu i środków i nagle miałby stracić źródło utrzymania, bo ktoś uznał, że to wyzyskiwacz i że teraz ma sobie, wraz z rodziną, radośnie jeść tynk ze ścian...
Ad "Tylko że własność intelektualna nie została i nigdy nie służyła “małym twórcom”. - to, że często nie szanują ich pracy - niektórzy z braku świadomości (sama czasem teksty bez zgody na szmer przerzucałam, bo nie wiedziałam, że nie można), a niektórzy z premedytacji - bo dla nich ta cała rzesza ludzi to właśnie "tylko mali twórcy" niewarci ochrony, nie oznacza, że tak powinno być. I odbieranie im prawa do zarobku w imię "nie możesz opracować własnego wzoru chusty" tudzież "pracowałaś 3 lata nad ksiażką, teraz nic z tego nie masz a książka jest publiczna, bo nie jesteś Disnayem, a niektórzy lubią Kropotkina" w żaden sposób nie sprawi, że takie postępowanie stanie się etyczne. Można dyskutować na temat tego, jak powinno wyglądać prawo autorskie, co w jego granicach powinno być, a co nie powinno być legalne, jakie dodatkowe prawa powinny chronić twórców i twórczynie itp. - ale sama koncepcja ochrony ich twórczości zdecydowanie jest ok i nie jest "do zaorania", wręcz przeciwnie. Tu nie USA - opracujesz sobie wzór swetra, to masz prawa autorskie do wzoru tego swetra, bez żadnych dodatkowych landlordów czy patentów. I masz prawo na nim zarabiać. Ktoś inny może sobie wydziergać podobny sweter na własne potrzeby, ale jak chce zarabiać na twoim - powinien uzyskać twoją zgodę lub wymyślić inny wzór. Proste. Kiedyś czytałam wywiad dot. tatuaży - ktoś się twórczyni wzoru wycinanki zapytał, czy może sobie wydziarać jej wycinankę. I to było jak najbardziej ok. Już abstrahując od praw autorskich (bo może w ramach dozwolonego użytku by przeszło...) - w ten sposób po prostu okazuje się ludziom szacunek.
Ad "Oraz o to jak piractwo nie zabija sztuki" - to dużo bardziej skomplikowane, dochodzi kwestia modelu biznesowego, gigantów typu Empik, zmiany nawyków konsumenckich (ludzie nieraz wolą durny filmik z tik toka niż dobrą książkę) itp. A z drugiej strony twórca na tym traci. Sama np. pożyczam papierowe książki - bo wiem że albo do mnie wrócą, albo zostaną "na wieczne nieoddanie" u pożyczającego, ale boję się pożyczać e-booki. Bo nigdy nie wiem, co pożyczający z tym zrobi.
"Fakt że sztukę można robić tylko albo jak się jest bogatym, albo jak się ma dobrego sponsora, albo po zapieprzaniu w fabryce, to realia wyzysku także na bazie własności intelektualnej." tyle, że teraz można robić sztukę będąc przeciętniakiem - nie daje to kokosów, ale daje dochód. To odbieranie twórcom i twórczyniom prawa do zarabiania na swojej pracy (i de facto tym samym prawa do jakiejś godności) sprowadzi ich pracę do takiej, którą mogą robić tylko bogaci. Innych dziedzin (bo to często popularyzowanie wiedzy, dziennikarstwo itp.) także to dotyczy.
I żeby nie było - sama święta nie jestem, nieraz coś przerzucę (mem najczęściej ;p), a w czasach studenckich zachowywałam się jak wszyscy, nieraz mam wątpliwości, czy prawo autorskie nie idzie w jednej kwestii za daleko, w innej - wręcz przeciwnie, ale nie mam wątpliwości co do tego, że powinno być chronione.
a koncept własności intelektualnej i tak jest do zaorania z perspektywy wolnościowej i lewicowe
"a koncept własności intelektualnej i tak jest do zaorania z perspektywy wolnościowej i lewicowe" - nie jest. Lewicowość polega m. in. na ochronie praw pracowniczych - więc stwierdzenie, że osoba wykonująca pracę artystyczną, graficzną, muzyczną, rękodzielniczą, dziennikarską, pisarską, etc. nie ma prawa do swojego zarobku, bo ktoś sobie uznał, że cały dorobek jej pracy jest "dobrem publicznym" podchodzi pod wychwalanie wyzysku. Tutaj kluczowe jest prawo wyboru twórcy czy twórczyni - czy i w jaki sposób chce na swoim dziele zarabiać. A nie oszukujmy się - co innego wrzucić wolontariacko krótki tekst na szmer czy fb, co można zrobić "po godzinach", a co innego poświęcić np. 3 lata życia na solidną książkę. Jeśli ludzie mają to robić (tzn. być na stałe pisarzami i pisarkami, dziennikarzami i dziennikarkami, grafikami i graficzkami itp.) - to muszą być w stanie się z tego utrzymać. Chyba, że oddamy prawo do tworzenia jedynie takim ludziom, którzy żyją np. z bycia akcjonariuszami, wynajmu licznych nieruchomości itp. i w związku z tym mogą zająć się nieodpłatną twórczością w czasie wolnym - ale to znów "lewicowe" nie będzie.
to nie czytaj ;-) Ale fakt, można popaść w "nie używam fb/tt, więc nie jestem zagrożony" - i wdawać się w gównoburze w fediwersum...
to akurat kwestia tego, w jaki sposób big-techy zdobywają wpływy, jak na to reaguje władza i społeczeństwo
widziałam info chyba na heise-online (albo netzpolitik? nie jestem pewna). Nieraz mam tak, że widzę info na wiarygodnym imo portalu po niemiecku czy angielsku, powielone na niezbyt wiarygodny portal polskojęzyczny, ale...szmer jest domyślnie polskojęzyczny. Nie wiem, jak lepiej linkować :-/
no właśnie sęk w tym, że to nie jest takie oczywiste. Vide komentarze pod moim ostatnio wpisem, tym o obwinianiu matek. Ilekroć wychodzi temat równouprawnienia, praw dziecka itp. - to wybija takie samo szambo, jak na twitterze czy innym facebooku. Chciałabym któregoś razu powiedzieć dziewczynom (włączając w to twórczynie), które uciekły z fedi "wracajcie, już jest tam lepiej" - ale póki co nie mogę, bo nie jest. Poza tym w fediwersum nie ma możliwości cytowania toota. W domyślnej aplikacji mastodona nie ma przeglądania wedle list i nie da się zrobić komentarza "niewidocznego" - jest z automatu albo publiczny, albo tylko dla znajomych. Nie wiem, jak w innych aplikacjach. I komentarze są wyświetlane chronologicznie, więc przy dużej ilości trudno dotrzeć do tych najistotniejszych - dla mnie to nie problem, ale osoby publiczne obecne i tutaj i tutaj się na to skarżyły. Imo fediwersum ma szansę stać się realną alternatywą dla korpomediów - ale musiałoby mieć większe wsparcie logistyczne i finansowe.
nie próbuję z nimi wygrać ;p są silniejsi. I generalnie nie uważam izolacjonizmu (w kwestii dowolnej) za dobre rozwiązanie. Co innego, jak ktoś nie korzysta z tt, bo zwyczajnie nie czuje takiej potrzeby albo skutki negatywne przeważają dla niego nad tymi pozytywnymi. "Im mniej ludzi na Twitterze, tym większa szansa na przejście do fedi." - powiedziałabym raczej "im większa jakość fedi tym większa szansa, że ludzie tu zawitają". I to nad tym powinniśmy popracować. Zauważyłam w polskim Fedi duże ciśnienie przeciwko: ludziom używającym fb/tt, kobietom, dzieciom, ludziom nietechnicznym. Takie tworzenie tożsamości przez sekciarstwo. I to imo bardziej odrzuca ludzi od fedi. Znam wiele osób, które przez taką postawę odpuściło mastodona i ani jednej, która odpuściła szmer w imię "skoro część linków pochodzi z twittera to odpuszczę sobie szmer".
To złudne. Na twitterze jest polityka, i nawet, jeśli się nią nie interesujesz - to ona interesuje się tobą. Więc ignorowanie tego, co się dzieje na tt, to takie "nie będę obserwować wroga, nie obchodzi mnie, co przeciwko mnie szykuje".
Plus mój polskojęzyczny kontent na szmerze, poza rzeczami z panoptykonu i icd, pochodzi głównie z facebooka i twittera. No i na twitterze można prosić ludzi, by wrzucali coś na mastodona ;p a bez konta tego nie zrobisz
jakby co to Magda Bigaj jest w ICO (instytut cyfrowego obywatelstwa) i tam jest do niej e-mail, możesz dopytać. Nie wiem, jakie ma do tego podejście - zauważyłam, że ludzie różnie do tego podchodzą (w fedi także).